Jeden z ulubionych bez dwóch zdań. Czy aż taki bardzo smutny film o śmierci? Moim zdaniem wręcz przeciwnie, każdy umrze, a tutaj jest poniekąd happy end, pogodzenie się ze śmiercią. OK, trzeba być twardzielem, aby spędzać czas z uosobieniem śmierci tak spokojnie, wiedząc że za chwilę pora na nas - mistrz Hopkins jak zwykle klasa.
Śmierć zabiera Billa - przyszła widać jego pora, ale zwraca 'Joe' - chłopaka który ginie tragicznie na początku odcinka. Fajne też jest, gdy Joe w szpitalu podszedł do babci, która się nim przeraziła i pokazał jej chwilę tego, co ją czeka po śmierci - staruszka przestała się bać, była wręcz szczęśliwa, jak by chciała już tam być. I my też - choć nie mamy pojęcia tak naprawdę, nie mamy wiedzy i faktów na ten temat, mamy tylko wiarę - chcemy wierzyć.
Moim zdaniem mogli tylko skrócić te drętwe momenty wpatrywania w milczeniu, spoko - niech będą ale nie tak długo, film był by ciut bardziej zwięzły i było by lepiej. Ale i tak 10/10, jeden z najlepszych filmów, jakie stworzono; pozwala inaczej spojrzeć na życie, no i śmierć, bez której życie nie było by życiem (to jak z kodu binarnego zabrać jedynkę lub zero...). Fajne spojrzenie, no i jeśli jesteśmy dobrymi ludźmi, rozwijamy się, czynimy coś dobrego zamiast tylko gonić za bzdurami po trupach, pomagamy innym a być może wnosimy użyteczny wkład w naukę, itd, itp, to chyba nie ma się czego bać...