A co powiecie na trochę inną interpretację filmu:
Joe Black był osobą z silnymi zaburzeniami osobowości. Mogły one zostać wywołane na skutek wypadku drogowego z początku filmu. Następnie wmawia postaci granej przez Hopkinsa, że jest śmiercią. Robi to tak umiejętnie (albo używa jakiegoś podstępu), że tamten mu wierzy i wprowadza do swego domu. Następnie, (jak widać na filmie) Joe Black zapoznaje się z córką "Hopkinsa" (nie mam pamięci do imion i nazwisk bohaterów), zawraca jej w głowie, kontroluje sytuację w rodzinie i firmie.
Problemem jest tylko końcowa scena. Ale ja widzę to tak:
Joe Black z "Hopkinsem" wychodzą za górkę/mostek. Za nimi podąża córka.
Pytanie brzmi: Co stało się z "Hopkinsem?" Albo Joe go zabił i ukrył ciało, albo wmówił mu coś i go zahipnotyzował, a tamten poszedł przed siebie i nigdy nie wróci. Po tym wydarzeniu (zabiciu "Hopkins") osobowość Joe Blacka znowu przemieniła się w tego typa z kawiarni.
Co o tym sądzicie? Moim zdaniem ten film ma 2-ie dno.